środa, 2 maja 2012

Matura!

Witam wszystkich.
Znów mnie przez długi okres czasu nie było na blogu. Ale to wszystko spowodowane jest zbliżającą się coraz większymi krokami maturą. Gimnazjaliści mają już swoje testy za sobą, teraz niestety czas na nas...
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że za oknem uśmiecha się do mnie słońce, jest parę osób, których zaczyna mi już po paru dniach brakować i zamiast wyjść i spotkać się z przyjaciółmi to siedzę w domu i przemieszczam się tylko od czasu do czasu ze swojego pokoju do kuchni w celu zdobycia jakiegokolwiek pożywienia, które mogłoby podtrzymać mnie przy życiu przez kolejne kilka godzin w czterech ścianach ze streszczeniami lektur i przypominaniu sobie chociażby słówek z angielskiego.
Po prostu super! Cieszę się jak nigdy...
Pociesza mnie jedynie fakt, że jak już w końcu zaliczę ostatni egzamin to czekają mnie długie wakacje. Co prawda po drugiej stronie pojawia się świadomość tego, że praca zapewne pochłonie niemal każdy dzień, więc ewentualne spotkania ze znajomymi i nie tylko oraz jakieś wypady np. na miasto będą musiały ponownie trochę poczekać. Ehh... pokręcone to wszystko.
Wracając jeszcze do tematu matury. Matematyki się nie boję (przynajmniej na podstawie, bo z rozszerzeniem może być różnie). W sumie to żadnego pisemnego się nie boje, bo ze zdaniem problemów nie powinnam mieć (chociaż kto wie), ale jednak dobrze by było jakiś nie najgorszy wynik wyciągnąć. Jedyne co mnie stresuje to fakt, że mogę na polskim trafić na lekturę, z której kompletnie nic nie pamiętam. Chociaż chodzi za mną już od dawna przeczucie, że dostaniemy w tym roku "Lalkę" Prusa. Jakby rzucili "Dżumę" to też wcale się nie obrażę. Ale jak będzie to się okaże w piątek. Obawiam się też trochę ustnego angielskiego, ale może jakoś to będzie.
No i to by było na tyle jeśli chodzi o moje osobiste odczucia na temat zbliżających się egzaminów. Kto jeszcze zdaje w tym roku maturę? Jakieś plany na studia?

sobota, 7 kwietnia 2012

Eee... Wielkanoc?

Witam

Nie było mnie tutaj przez dłuższy czas. Przepraszam, ale matura już niedługo, nauczyciele w szkole gonią nas ze sprawdzianami... Nie miałam zbyt wiele czasu żeby tutaj zajrzeć. Zresztą nie miałam o czym pisać. Nie chcę żeby ten blog stał się jakimś pamiętnikiem nastolatki, w którym opisuje ona każdy dzień swojego życia, użala się nad swoją wielką niespełnioną miłością i przeplata to w międzyczasie "sweet fociami". Zwłaszcza, że nie jestem taką osobą i nie chcę takiego opinii o mnie budować.
Poza brakiem czasu i pomysłów na bloga w moim życiu trochę się działo ostatnimi czasy i niestety nie były to zbyt ciekawe rzeczy. Ktoś bardzo mi bliski kto należy do tych niewielu ludzi, których mogę z czystym sumieniem nazwać przyjaciółmi wylądował w szpitalu i napędził mi niezłego stracha. Na szczęście teraz jest już wszystko w porządku, ale mimo wszystko nadal trochę się martwię. Jakiś tydzień później zmarła mi ciocia. Miała raka, nic już nie mogliśmy zrobić i w sumie wszyscy byliśmy w pewien sposób gotowi na to co się stanie. Jednak nigdy nie można być
w stu procentach przygotowanym na czyjąś śmierć i utrata bliskich zawsze będzie bolała. Ale jakoś trzeba się z tym pogodzić. Ludzie się rodzą, potem umierają... Naturalna kolej rzeczy, nas wszystkich też kiedyś to czeka. A do tego wszystkiego babcię wysyłają mi do Zabrza na operację w trybie pilnym, ale na razie nie ma miejsca.

No i tyle się u mnie działo przez ten czas kiedy nie pisałam. Nic, tylko pozazdrościć... Nie chcę tego traktować jako jakąś wymówkę, ale myślę, że wszyscy zrozumieją, że pisanie na blogu musiałam na chwilę odstawić na bok. No ale przejdźmy może wreszcie do tematu dzisiejszego posta.

Z czym Wam się kojarzy Wielkanoc? Czy rzeczywiście panuje w Waszym domu ta świąteczna atmosfera? Czy jest to czas, który spędzacie ze swoimi bliskimi i stawiacie rodzinę na pierwszym miejscu?
Ja bardzo chciałabym, żeby święta tak wyglądały. Nie tylko wielkanocne, ale każde. Niestety nie da się nie zauważyć, że w XXI wieku święta nabierają w pewien sposób komercyjnego charakteru. Dużo wcześniej planujemy listę zakupów, przygotowywane potrawy, wystrój w domu, itp. A im bliżej świąt jesteśmy coraz bardziej zabiegani, często o czymś przypominamy sobie na przysłowiową ostatnią chwilę. Oczywiście spędzamy czas na przygotowaniu się do świąt. Ale nie jest to przygotowanie w jakiś sposób duchowy, nie jest to czas refleksji. Na pierwszym planie jest to, żeby wszystko było pięknie i jak należy, bo przyjeżdżają goście, bo trzeba jeśli to możliwe każdemu dogodzić, żeby wszyscy byli zadowoleni. Ja osobiście nie odczuwam "magii świąt". Dla mnie święta to czas wielkiego: sprzątania, gotowania, strojenia się w jakieś super ciuchy, bo przecież trzeba być ładnym i eleganckim... i niepotrzebnego wydawania pieniędzy. I po co to wszystko? Żeby po tym kilkudniowym maratonie móc parę godzin usiąść wygodnie przed telewizorem i powiedzieć, że się niby odpoczęło?

No dobra, może trochę przesadzam. Zdaję sobie sprawę z tego, że są rodziny, które święta przeżywają się tak jak należy - tradycyjnie. Nie zmienia to jednak faktu, że
w wielu domach brakuje tej atmosfery, która powinna być w czasie świąt. W moim przypadku niechęć do świąt potęguje fakt, że niestety nie kojarzą mi się one zbyt dobrze, ale nie wchodźmy już na tematy osobiste.

No cóż... Trochę się dzisiaj rozpisałam. Powiedzmy, że to w ramach rekompensaty za tą długą nieobecność.
Mokrego dyngusa.

środa, 7 marca 2012

R.I.P

Dzisiaj krótko.
Fani piłki nożnej na pewno już wiedzą - dziś w nocy zmarł Włodzimierz Smolarek.
Nie będę pisać żadnego życiorysu, żadnych wspomnień. Zwłaszcza, że kiedy trwała jego kariera, to mnie jeszcze na świecie nie było, więc nie mam zamiaru udawać, że nie wiadomo co o nim wiem. Jak chcecie się czegoś dowiedzieć o nim to przecież macie Internet.
Zostawię tutaj tylko jedno zdanie:

Na zawsze w naszej pamięci... [*]

czwartek, 1 marca 2012

Efekt nudy

Kolejny nudny dzień... Nie mam co robić. To znaczy... w sumie... no w sumie to niby mam co robić. Ale nie chce mi się uczyć. Więc postanowiłam trochę się zabawić grafiką, a że ostatnio humor mi nie dopisuje za bardzo, to postanowiłam pokazać swoje "niezadowolenie" (delikatnie mówiąc, bo zasady kultury na blogu jednak jakieś muszą obowiązywać, więc nie będę się nakręcać) wobec tych wszystkich fałszywych ludzi, którzy nas otaczają, a niestety w dzisiejszych czasach jest ich coraz więcej i ciężko znaleźć prawdziwego przyjaciela...
Prawda jest taka, że wielu ludzi myśli tylko o sobie i udaje, że są tacy super i w ogóle kiedy czegoś chcą, a kiedy ta druga osoba potrzebuje pomocy, to mają to w dupie.
Nie będę dalej się rozpisywać na ten temat, bo mogłoby się zrobić niemiło, więc po prostu skończę i przedstawię wam moje "dzieło". Proszę bardzo, takie oto coś powstało u mnie na komputerze parę minut temu:


poniedziałek, 27 lutego 2012

I po cholere ta matura...?

Im bliżej matury, tym bardziej mi się nic nie chce. W ogóle to nie wiem po co takie coś wymyślił. I tak za chwile zapomnę większość rzeczy, bo mi wcale nie będą potrzebne do niczego. Tak sobie właśnie siedzę na youtube i oglądam odcinki MaturaToBzdura i odrobinę pociesza mnie jedna rzecz. A mianowicie wynik tego pojedynku:


Do tego dorzucę jeszcze jeden odcinek. Można się pośmiać z niektórych odpowiedzi. Ale to tylko dowodzi tego, że matura jest bez sensu...


No i tyle na dzisiaj. Nie mam weny do pisania, nie mam pomysłów, w ogóle mnie przymula jakoś...

poniedziałek, 20 lutego 2012

Do nieba wzięci

Witam!
Nie było mnie jakiś czas i chyba przez najbliższe 3 miesiące trochę rzadziej będę zaglądać na bloga. A wszystko za sprawą matury, która nieuchronnie zbliża się wielkimi krokami... Dzisiaj dostaliśmy cały harmonogram razem z terminami matur ustnych i po południu 21 maja mogę świętować, bo rano w tym dniu mam ostatnią maturę - ustny angielski. Z jednej strony trochę szkoda, że tak późno (niektórzy kończą już 14 maja), ale z drugiej dobrze bo będę mogła się spokojnie przygotować.
No ale skończmy temat matur. Właśnie słuchałam Pidżamy Porno i spodobała mi się jedna piosenka. W sumie spodobała to może nie najlepsze słowo, bo jest dużo ciekawszych kawałków, ale zainteresował mnie fragment tekstu:

Ona i On dla siebie zwariowali,
połykali konwenanse, co mówił im ksiądz

Chyba dopisze ten tekst do swoich mądrości życiowych. Podoba mi się takie nastawienie. W końcu moje życie to moja sprawa i nikt mi nie będzie nic narzucał. Nie wiem czy Wam się spodoba ten kawałek, ale dla zainteresowanych wrzucę. Proszę bardzo:

czwartek, 9 lutego 2012

Sposób na nudę

Cholera, nie ma co robić! Dosłownie... Albo raczej nic mi się nie chce. Nie było mnie parę dni - wyjechałam do kuzynki. I do mojego kochanego chrześniaka. Igor w kwietniu skończy dwa lata i jest bardzo fajnym brzdącem (jak wszystkie małe dzieci zresztą). Trochę mnie wymęczył, ale wcale nie mam mu tego za złe. W ogóle ostatnio w mojej najbliższej rodzinie jakoś dużo dzieci. Oprócz Igora jest jeszcze dwójka bliźniaków: Miłosz i Tobiasz (2 lata), Oskar (4 lata), Damian (4 lata) i Dawid (2tyg.). Jeszcze tylko mi dziecka brakuje...
No ale wracając do tematu posta... Mam masę rzeczy do zrobienia do szkoły, no i wypadałoby też zacząć przygotowywać się do matury na poważnie. Z drugiej strony ferie są po to żeby odpocząć. I jak zwykle dylemat. Ponieważ jakoś nie jestem w stanie zebrać się do roboty to wybrałam opcję numer dwa, czyli siedzę przed laptopem i się nudzę. Chyba zaraz wezmę jakąś książkę i schowam się z nią w łóżku - cokolwiek to znaczy. Ale najpierw polecę wam fajną grę. Jest zabawna i nawet wciągająca (chyba że nie lubicie takich gier). Zresztą sami zobaczcie, może wam się spodoba - My Dear Boss
Przy okazji może podzielicie się waszymi sposobami na nudę? Ja zazwyczaj siedzę przy komputerze, słucham muzyki, czasami coś poczytam... Latem można gdzieś wyjść, ale teraz pogoda raczej nie zachęca, więc zostaje mi oglądanie czterech ścian. Dawajcie pomysły, może jakiś wykorzystam. 

wtorek, 31 stycznia 2012

ACTA - co tak naprawdę oznacza

No to i na moim blogu dzisiaj będzie trochę o ACTA. Ale myślę, że w trochę inny sposób niż zazwyczaj. No bo tak naprawdę to co my wiemy o tym całym ACTA? Weszła jakaś ustawa, którą oczywiście Polska podpisała, no bo jakby mogło być inaczej i nagle fala protestów. Kiedy pytają tych ludzi, którzy wyszli na ulice dlaczego protestują to wszyscy mówią, że ACTA ograniczy naszą wolność, że ograniczy wolność Internetu. No i fakt, jest w tym sporo racji i w 100% zgadzam się z protestującymi. Ale jakby się tak zastanowić... to czy ACTA to tylko zagrożenie dotyczące Internetu?
Oczywiście wg tego, co jest zapisane w ustawie praktycznie wszyscy jesteśmy przestępcami - piratami posiadającymi nielegalne oprogramowanie. No ale przejdźmy do rzeczy. Jeżeli ktoś zagłębił się dokładniej w szczegóły całej afery i nie skupił się jedynie na tym o czym wszyscy mówią, to zauważył że ACTA przynosi dużo większe zagrożenia. Nie chodzi o prawa autorskie dotyczące muzyki, czy filmów, które ściągamy z Internetu. Chodzi o zwalczanie konkurencyjności, o walkę na poziomie gospodarki, co odbije się na życiu zwykłych, szarych ludzi. Słyszeliście o tzw. patentach? Może przytoczę przykład z lekami (chociaż o tym pewnie wiecie, ale to najlepszy sposób wyjaśnienia). Naszym bohaterem będzie zwyczajny Kowalski. No i tak ten Kowalski żyje sobie spokojnie, aż zostaje u niego wykryta jakaś choroba. W związku z tym potrzebne mu są różne, zazwyczaj bardzo drogie leki. Do tej pory nasz Kowalski mógł poprosić w aptece o jakiś tańszy zamiennik, ale po wejściu w życie ACTA może nie być tak pięknie. Jeżeli jakaś firma będzie posiadała wspomniany patent na dany lek jego zamienniki znikną z aptek, a co za tym idzie będziemy płacić więcej. Ponieważ wielu ludzi nie będzie stać na drogie leki można się domyślić jak to się dla nich skończy. 
To tylko jeden z wielu przykładów jakie można przytoczyć, ale chyba najbardziej wymowny. Dlatego pojmowanie ACTA jako ustawy, która ograniczy wolność w Internecie jest dla mnie najzwyczajniej w świecie śmieszne. Wojna o Internet? Owszem, ale nie tylko! Pamiętajmy o tym.
Tak na zakończenie jeszcze jedna rzecz. Oglądaliście może wczoraj "Tomasz Lis Na Żywo"? Właśnie o ACTA była mowa, a jednym z gości był Michał Boni (dla niewtajemniczonych: minister administracji i cyfryzacji). Moim zdaniem jego wypowiedzi były odrobinę żałosne. Z jednej strony sensowne - to prawda, ale w świetle całego programu to było ciągle lanie wody, bez podania konkretów. Taka próba ratowania wizerunku rządu, na którą jest już raczej za późno. Mimo wszystko wszystkim zainteresowanym polecam obejrzenie jakiejś powtórki. 
No i dzisiaj to by było na tyle. ACTA to temat rzeka, można pisać w nieskończoność, ale nie będę przynudzać. Napiszcie co wy myślicie o ACTA, chętnie poczytam zarówno argumenty za i przeciw, chociaż spodziewam się, że więcej będzie tych drugich. Zapraszam do dyskusji.

PS. Jeśli jesteście przeciw ACTA to zapraszam tutaj. Pokażmy ilu nas jest.

niedziela, 29 stycznia 2012

Studniówka 2012

Łoo... Ale mnie nogi bolą. Czuję, że dzisiaj cały dzień przeleżę w łóżku, żeby jak najmniej chodzić. Ale studniówkę 2012 można uznać za udaną! Głównie dlatego ostatnio nie pisałam, bo to całe szykowanie się do imprezy pochłania sporo czasu. No a byłoby o czym pisać, w końcu sporo się dzieje w związku z ACTA. Ale to może następnym razem. Dzisiaj trochę o studniówce.

Z góry przepraszam za wszelkie błędy, itp. - spałam tylko 2 godziny, do tego lekki kac (na szczęście prawie nieodczuwalny). No ale już tak mam, że jak coś wypije to potem nie mogę spać. Ale do rzeczy... Tak w skrócie:
Pojawiliśmy się na sali, przećwiczyliśmy poloneza, potem zaczęła się studniówka, jakieś przemowy, polonez już w wersji oficjalnej, zdjęcia, a potem wiadomo - wszyscy pod stół po przemycone butelki i impreza się rozkręca. Szczerze mówiąc to wcale nas nie sprawdzali przy wejściu, mogliśmy wnieść co chcieliśmy bez żadnego problemu. Ogólnie impreza mi się nawet podobała (chociaż wcale nie chciało mi się na nią iść), oczywiście są jakieś drobne minusy, ale o tym nie ma co mówić. Najśmieszniejsze było jak wychowawczyni innej klasy zgarnęła mnie na sali i poprosiła, żebym zatańczyła poloneza z chłopakiem z jej klasy, a co się okazało chwilę później tańczyliśmy w pierwszej parze. Nie znałam tamtego układu, ale kolega bardzo dobrze prowadził i jakoś wyszło. Nie ma to jak improwizacja.

Co się więcej działo pisać nie będę. Szczerze mówiąc to nawet mi się nie chce. Najważniejsze, że wszyscy się dobrze bawili.
Tym, którzy studniówkę mają przed sobą życzę równie udanej zabawy.

KONIEC. Spadam trzeźwieć i może się trochę wreszcie przespać...

środa, 18 stycznia 2012

Hip-Hop w nieco innej wersji

Daliście o sobie znać pod ostatnim postem. Dzięki. Cieszy mnie wasza aktywność. 
Dzisiaj będzie krótka notka. Znalazłam właśnie ciekawy film. Coś dla fanów hip-hopu ale i ogólnie muzyki. Nie będę dzisiaj tworzyć żadnych monologów ani tym bardziej żadnych wywodów na temat tego czy gość ma talent czy nie. Po prostu sami zobaczcie i oceńcie. Swoją drogą zajrzyjcie też na jego profil na YT - ma kilka kawałków, które sam stworzył.


niedziela, 15 stycznia 2012

Bo najważniejsze to się nie poddawać

Pewnie nieraz siedzicie w domu, w szkole, w pracy, w autobusie, czy gdzie tam jeszcze można i myślicie sobie - "Ten świat jest nienormalny! Dlaczego same najgorsze rzeczy spotykają właśnie mnie?" Jesteście pewni, że spotkały was same najgorsze rzeczy?
Czasami jak słyszę ludzi, którzy przejmują się bo nie dostali 5 ze sprawdzianu, bo ktoś im coś niemiłego powiedział, bo niby brakuje im kasy, albo z jakiegoś innego głupiego powodu to mam ochotę podejść i najzwyczajniej w świecie walnąć im w twarz. Czy naprawdę musimy zwracać uwagę na jakieś błahostki? Ocenę zawsze można poprawić, to że ktoś ma o nas złe zdanie to jego problem, a co do kasy to wszystkim jej brakuje, ale zauważmy, że jest wiele rodzin, które naprawdę żyją w trudnych warunkach i przysłowiowo na chleb nie mają.
No to dzisiaj z jednej strony właśnie dla takich ludzi, żeby sobie wreszcie uświadomili, że ich "problemy" nie są takie ogromne jak im się wydaje, a z drugiej dla tych, którzy dużo przeszli i myślą, że nie mają już siły walczyć poniższy filmik.
Pamiętajcie, że zawsze warto jest o coś walczyć. I warto cieszyć się każdym dniem, każdą choćby najmniejszą rzeczą.


niedziela, 8 stycznia 2012

Cztery świece

Cztery świece płonąc, spalały się powoli. Panowała całkowita cisza tak, że można było usłyszeć jak ze sobą rozmawiają.
Pierwsza świeca mówiła:
 - Ja symbolizuję Pokój, ale ludzie nie potrafią sprawić, by zapanował pokój. Właściwie myślę, że nie pozostaje mi nic innego do zrobienia jak zgasnąć.
Tak też uczyniła. Powolutku, spokojnie świeca zgasła zupełnie.
Druga powiedziała:
- Ja jestem Wiarą niestety jestem całkowicie bezużyteczna. Ludzie nie chcą wiedzieć o mnie i dlatego nie ma sensu abym pozostawała zapalona.
Ledwie skończyła mówić, delikatny wietrzyk powiał i zgasił świecę.
Bardzo smutno, trzecia świeca dodała:
- Ja jestem Miłość. Nie mam już siły aby dłużej płonąć. Ludzie nie doceniają mnie i nie rozumieją jak jestem ważna. Oni nienawidzą, co gorsza tych, którzy ich najbardziej kochają, własne rodziny.
I bez czekania, świeca zgasła.
W tym momencie do pokoju weszło małe dziecko i zobaczyło trzy zgaszone świece. Przelęknione prawie całkowitą ciemnością, krzyknęło:
- Co robicie? Musicie pozostać zapalone, boję się ciemności!
Mówiąc to dziecko wybuchło płaczem. Na to czwarta świeca z zatroskaniem odezwała się:
- Nie bój się, nie płacz. Dopóki ja jestem zapalona, możemy zawsze na nowo rozpalić trzy pozostałe świece. Ja jestem Nadzieja.
Z oczami błyszczącymi i spuchniętymi od łez, dziecko wzięło świecę symbolizującą nadzieję i zapaliło trzy pozostałe.
Zróbmy wszystko, by nigdy nie zgasła w naszych sercach nadzieja... I żeby każdy z nas mógł być zaczynem dobra i tak jak to dziecko, w każdym momencie byśmy potrafili rozpalić na nowo naszą Nadzieję, Wiarę, Pokój i Miłość.

Na ten tekst natknęłam się dzisiaj kiedy byłam odwiedzić ciocię w szpitalu - wisiał na jednym z korytarzy, na tle czterech płonących świec. Bardzo mi się spodobał. Jest taki prawdziwy. I w tak prosty, a zarazem piękny sposób przekazuje coś ważnego. Myślę, że mój komentarz nie jest tutaj potrzebny. Po prostu przeczytajcie jeszcze raz ostatni akapit, mam nadzieję, że pozostanie Wam w pamięci na długo.

sobota, 7 stycznia 2012

XX Finał WOŚP

W tym roku przed nami jubileuszowy, bo już dwudziesty finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Pieniądze z tegorocznego finału zostaną przeznaczone na zakup najnowocześniejszych urządzeń dla ratowania zdrowia wcześniaków oraz pomp insulinowych dla kobiet ciężarnych z cukrzycą.

Fajnie, że są na tym świecie ludzie, którzy chcą coś zrobić dla innych. Moja koleżanka od paru lat zawsze była wolontariuszką WOŚP, w tym roku wyjątkowo nie może, ale zapewne w przyszłym znowu będzie zbierać pieniądze. Podziwiam, że mimo nie najlepszej pogody, czasem deszczu, czasem śniegu, czasem mrozu (w końcu finały odbywają się w styczniu) zawsze była gotowa stać gdzieś na mieście z puszką. Osobiście kiedyś chciałam zorganizować jakaś imprezę charytatywną, niestety sama nie jestem w stanie wszystkim się zająć, tak więc moje plany spełzły na niczym. Dobrze, że jest Wielka Orkiestra. Finał WOŚP to świetna okazja dla tych, którzy chcą pomóc, ale nie wiedzą jak lub sami nie są w stanie czegoś zorganizować.

Wiecie, że Wy też możecie pomóc nie tracąc ani złotówki? Wystarczy, że wejdziecie TUTAJ i polubicie profil. W zależności od ilości fanów na rzecz WOŚPu zostanie przekazana pewna kwota.

Ciekawią mnie Wasze doświadczenia z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy. W jaki sposób pomagacie? Ja zazwyczaj wspieram finansowo, w końcu jak wrzucę parę złotych do puszki to nie zbankrutuję, a mogę w ten sposób komuś pomóc, a nawet uratować życie. Wolontariuszką nie byłam jak do tej pory. Może za rok? A może uda mi się zebrać ekipę i zorganizujemy jakiś koncert w ramach przyszłorocznego finału? Kto wie...

No i jeszcze jedna rzecz. W ramach WOŚPu organizowanych jest naprawdę dużo ciekawych imprez, koncertów, pokazów, itp. Sprawdźcie co dzieje się w Waszych miastach, może traficie na coś interesującego.

środa, 4 stycznia 2012

Interpretacja odpowiedzialności

- (...) stwierdziliśmy, że jest trochę wkurzająca, że jest trochę nieodpowiedzialna, że...
- No na pewno jest nieodpowiedzialna skoro zaszła w ciążę!

To fragment dzisiejszej lekcji języka polskiego. Dotyczy Justyny - jednej z postaci "Granicy" Zofii Nałkowskiej. Pierwsze zdanie to wypowiedź nauczycielki, drugie to wstawka jednego z kolegów. Ale to akurat nie jest takie ważne. 
Chcę się skupić na sensie stwierdzenia szanownego kolegi, wypowiedzianej dodatkowo tonem, w którym można było wyczuć nutkę męskiego szowinizmu. 

No tak... Jasne... 
Bo jak dziewczyna zajdzie w ciążę, której nie planuje to jest to oczywiście tylko i wyłącznie jej wina? I od razu można uznać, że jest całkowicie nieodpowiedzialna? Oczywiście jest w tym trochę racji, ale czy facet nie ponosi żadnych konsekwencji? No cóż... Być może nie wiem skąd się biorą dzieci, chyba mnie ktoś musi uświadomić. 

Nie piszę tego żeby zrobić komuś na złość, czy dlatego że jestem dziewczyną i wkurzył mnie taki komentarz. Ale nie wyobrażam sobie sytuacji, w której facet najpierw mówi mi, że mnie kocha, że chciałby ze mną spędzić resztę życia i takie tam, a kiedy okazuje się, że zaliczyliśmy wpadkę, uznaje że to moja wina i ma wszystko gdzieś. 

Dziewczyny - jak wy byście zareagowały? 
Chłopaków też zapraszam do dyskusji - podzielcie się swoim zdaniem.

wtorek, 3 stycznia 2012

Freedom fighters...

Pewnie zastanawiacie się dlaczego taka nazwa bloga? W sumie to jeszcze nie do końca wiem o czym będę pisać. Pewnie o wszystkim po trochu, trochę głupot, trochę ciekawych (tak myślę) informacji, trochę o życiu. A jak o życiu to myślę, że taka nazwa pasuje. W końcu wszyscy jesteśmy w jakimś sensie "bojownikami o wolność", chociaż pewnie każdy inaczej to interpretuje.
Dla mnie jest to walka o szczęście... Ale nie myślę o pojmowaniu szczęścia jako pieniądze, super auto i willę z basenem... Chodzi mi o to prawdziwe szczęście, którego tak brakuje w XXI wieku. Chodzi mi o zwycięstwo prawdziwych wartości nad materializmem, nad wszystkimi problemami dzisiejszego świata, o poczucie spełnienia się jako człowiek. Tym jest dla mnie wolność, o którą chcę walczyć. I mam nadzieję, że kiedyś będę mogła powiedzieć, że wygrałam...

A według Was - czym jest wolność? Czym jest to o co warto walczyć?

Trochę nie mam dzisiaj weny, chyba trochę ten pierwszy post nieskładny... Ale jak to mówią "początki bywają trudne". Cóż... wygląda na to, że to prawda.

Na zakończenie kawałek, który poniekąd podsunął mi nazwę bloga.
I pamiętajcie: We are freedom fighters!